


W tym cholernym życiu potrzebna jest miłość, która męczy, dusi i zabija... bez niej jest wielka pustka.... — Jim Morrison
10 sposobów na Suche Włosy ;)
1. Susz włosy letnim powietrzem
Pod wpływem gorącego nawiewu otwierają się łuski włosów, a w efekcie paruje z nich cała woda. Najlepiej, gdybyś w ogóle zrezygnowała z suszarki, ale jeśli jest to niemożliwe, przestrzegaj kilku zasad. Wilgotne kosmyki owiewaj chłodnym strumieniem powietrza, a suszarkę trzymaj w odległości 20 cm od głowy. Nie susz włosów do końca, zostaw je lekko wilgotne – zdążą wyschnąć przed wyjściem z domu.
2. Zmień szampon
Wybieraj szampony delikatne i intensywnie nawilżające. Powinny zawierać substancje odżywcze, takie jak: aminokwasy, pantenol, keratynę, proteiny i olejki roślinne. Szczególnie polecamy szampon Emolium Nepentes (200 ml, 22 zł) i Avon Advance Techniques (250 ml, 10,90 zł).
3. Zawsze pamiętaj o odżywce
Odżywianie suchych włosów to codzienna konieczność. Szukaj kosmetyków z keratyną, aloesem i wyciągiem z hawajskiego imbiru. Uważaj, aby ich nie obciążyć – więcej preparatu nakładaj na końcówki, a mniej u nasady. Obowiązkowo wypróbuj odżywkę Mrs. Potters, Forte Sweden (500 ml, 9 zł).
4. Obetnij rozdwojone końcówki
Nic z tego, że od pół roku zapuszczałaś włosy. Zniszczone, przesuszone końcówki nie wyglądają atrakcyjnie i nigdy nie da się ich uratować. Poza tym sprawiają, że pasma tracą naturalną wilgoć na całej długości i stają się porowate.
5. Pokochaj nagietek
Ten kwiatek z pewnością doda włosom blasku. Dwa razy w tygodniu płucz je nagietkowym płynem (dwie torebki herbatki z nagietka zalej litrem wrzątku i pozostaw pod przykryciem do naciągnięcia).
6. Sięgnij po specjalistyczne maseczki
Raz w tygodniu nakładaj na włosy maskę regeneracyjno-nawilżającą (np. Oleo-Relax, Kerastase, 200 ml, 180 zł). Przez kilka minut dokładnie wmasowuj preparat w skórę. Kosmetyk wniknie głębiej, jeżeli owiniesz głowę folią aluminiową i nagrzanym ręcznikiem frotte. Po 10 minutach dokładnie spłucz maskę.
7. Doceń avocado
Zawiera bowiem dużo białka i witamin. Rozgnieć dojrzałe avocado i wymieszaj z 3 łyżkami gęstej śmietany. Nałóż powstałą papkę na włosy, na 30 minut. Zabieg powtarzaj przez 10 dni.
8. Stosuj olejki
Proteiny z jedwabiu i pereł zapewnią włosom doskonałe nawilżenie. Ulubiony olejek (np. Śródziemnomorski Olejek Planet SPA, Avon, 50 ml, 12,90 zł) rozetrzyj w dłoniach i starannie wmasuj w kosmyki.
9. Zapomnij o stylizacji
Zrezygnuj z lakierów i żelów do układania włosów. Zawarty w nich alkohol skrajnie przesusza włosy. Jeśli jesteś uzależniona od tego typu kosmetyków, przekonaj się do lekkich pianek i lotionów (np. Garnier Fructis Style, Energizing Mousse, 200 ml, 15 zł).
10. Jeśli farbowanie, to tylko u fryzjera
W profesjonalnych salonach dostępne są delikatne, nawilżające zabiegi koloryzacji i rozjaśniania. Polecamy wizytę w gabinetach Welli, Farouk albo L’Oreal Proffesionnel.
Podejmując wyzwanie Pantene, można przekonać się na własne oczy, jak w zaledwie 10 dni kondycja włosów ulega widocznej poprawie.
Regularne stosowanie szamponu i odżywki Pantene z formułą Amino-S, pomaga odbudować strukturę włosów od cebulek aż po końce. 18 różnych, właściwie dobranych składników, zawartych w odżywkach Pantene, odżywia i dogłębnie nawilża włosy od wewnątrz, wygładzając ich powierzchnię, dzięki czemu stają się one bardziej podatne na układanie i lśnią niczym tafla lustra. Substancje te, to m.in. – wnikające głębiej niż pozostałe elementy - prowitaminy, a także alkohole nasycone, zapewniające kremową konsystencję warstwy ochronnej, która odpowiada za utrzymanie optymalnego poziomu nawilżenia włosów i zapewnia wyrównanie powierzchni każdego z nich. Zawarta w odżywkach Pantene unikalna formuła Amino-S, będąca połączeniem protein i silikonów, przywiera do powierzchni włosa nie obciążając go. Jest to możliwe dzięki dodatkowemu wiązaniu białkowemu, znajdującemu się w cząsteczce amino-silikonu, które - zakotwiczając się na powierzchni włosa – uzupełnia ubytki w jego strukturze, wyrównując ją. Działając niczym warstwa ochronna, pomaga zapobiegać uszkodzeniom włosa podczas czesania, energicznego szczotkowania czy niewłaściwej stylizacji. Innowacyjna technologia szamponów i skoncentrowana formuła odżywek Pantene sprawiają, że zaledwie po 10 dniach ich stosowania możemy zaobserwować wyraźną poprawę kondycji włosów. Pierwsze oznaki mocnych włosów, które dostrzeżemy, to większa, wyczuwalna w dotyku miękkość i łatwość ich rozczesywania. Oprócz tego, widocznie większy połysk i blask oraz podatność włosów na układanie. Regularne stosowanie odżywki Pantene pomaga również utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia włosów i kontrolować stopień ich zniszczenia, wzmacniając je i pomagając zapobiegać ewentualnym uszkodzeniom wynikającym ze szczotkowania lub niewłaściwej stylizacji.
Jeśli zatem marzą się nam podatne na układanie, lśniące i jedwabiście gładkie włosy, które nie puszą się i nie elektryzują, podejmijmy 10-dniowe wyzwanie Pantene. Odstawiając na półkę szampon bez składników odżywczych i używając regularnie odpowiednio dobranego do potrzeb naszych włosów zestawu – szamponu i odżywki Pantene - na własne oczy przekonamy się, jak w nieco ponad tydzień włosy stają się wyraźnie mocniejsze – bardziej odporne na uszkodzenia spowodowane energicznym szczotkowaniem lub niewłaściwą stylizacją. Podejmijmy więc wyzwanie Pantene, by... lśnić!
Seress urodził się w 1889 roku. Był muzycznym samoukiem, na pianinie nauczył się grać dosyć dobrze, acz wirtuozem nie był. Na początku lat 30. XX wieku szukał szczęścia w Paryżu. Zamierzał zostać kompozytorem piosenek. Pierwsze kroki były nieudane. Wszystkie utwory, które wysyłał do francuskich wydawców zostały odsyłane, nie podobały się. Jego dziewczyna namawiała go by spróbował podjąć normalną pracę. Złożyła mu nawet kilka propozycji, które udało jej się załatwić wśród znajomych. Nic z tego – Seress nie chciał zrezygnować z swojego marzenia.
Brak uznania sprawiał, że ogólny jego nastrój był kiepski. Pewnego grudniowego dnia 1932 roku usiadł do pianina i zaczął grać dziwną, melancholijną melodię. Za oknem zbierały się czarne chmury i po chwili zaczęło lać i wiać. „Co za ponura niedziela” rzekł sam do siebie. Pograł trochę i zdecydował, że „Ponura niedziela będzie tytułem mojej nowej piosenki.” Pół godziny później praca była gotowa, łącznie z tekstem. Seress był bardzo z niej zadowolony.
Przepisał nuty i słowa na czysto i wysłał do znanego wydawcy. Tym razem mocno wierzył w sukces. Po kilku dniach otrzymał nuty z powrotem, z dopiskiem: „Utwór jest całkiem dobry, jednak melodia i rytm są bardzo depresyjne i my rezygnujemy z wydania jej.”
Niedługo potem do Seressa przyszedł Laszlo Javor, który przyniósł mu swój węgierski tekst do tej melodii. Javora rzucił narzeczona powodując jego nieutuloną rozpacz. Słowa samego Seressa chyba nie były zbyt dobre. Zostały zapomniane. Tekst Javora okazał się niesłychanie mocny. Na Węgrzech nagrał ją w 1935 roku Pal Kalmar. Skutki były nieoczekiwane.
Pierwszy przypadek zanotowano wiosną 1933 r. Młodzieniec, siedzący w budapeszteńskiej kawiarni poprosił orkiestrę o wykonanie "Ponurej niedzieli." Kiedy orkiestra skończyła grać, poszedł do domu i zastrzelił się. Relacjonując osobliwe dzieje piosenki w The Unknown (maj 1987), Tane Jackson opisuje wiele innych podobnych sytuacji, choć nie podaje żadnych nazwisk ofiar na potwierdzenie jej fatalnej mocy. Podobno wśród ofiar smutnych tonów znalazło się także kilku piosenkarzy, którzy odważyli się włączyć utwór do swojego repertuaru. Pewnego dnia zaniepokojeni mieszkańcy domu w Londynie włamali się do mieszkania, z którego dobiegały ich obsesyjne dźwięki "Ponurej niedzieli". Na podłodze leżała właścicielka mieszkania, młoda kobieta, która zmarła z powodu przedawkowania narkotyków, podczas gdy gramofon bez końca odtwarzał płytę z melancholijną piosenką. Pod koniec lat trzydziestych wypadków było już tak wiele, że rząd węgierski zabronił publicznego wykonywania "Ponurej niedzieli." Wielu muzyków przyjęło tę decyzję z wielką ulgą, ponieważ obawiali się o swój własny los, ilekroć musieli wykonywać dziwną kompozycję Seressa. Liczne rozgłośnie radiowe, w tym BBC, rozważały zakaz jej emisji. Stacje lokalne w Stanach Zjednoczonych odmawiały jej nadawania. Kilka rodzin samobójców połączyło wysiłki, domagając się całkowitego zakazu jej wykonywania. Ogółem naliczono 200 ofiar melodii. Anaelską wersję "Ponurej niedzieli" stworzył Sam Lewis. W 1941 r. piosenkę włączyła do swojego repertuaru i nagrała na płycie Billie Holliday. Wówczas jednak fama utworu zbladła w obliczu dramatycznych wydarzeń historycznych. Druga wojna światowa zbierała krwawe żniwo, a prawdziwe tragedie przysłoniły urojone dramaty. A jednak nawet wtedy zdarzały się wypadki zainspirowane osobliwą melodią. Gordon Beck z Salisbury w Wiltshire, lotnik z 76 szwadronu RAF Yeravda, służący w Poonie w Indiach w 1946 r. wspominał niedawno, jak jeden z jego kolegów doznawał uczucia wielkiego smutku, ilekroć słuchał płyty z "Ponurą niedzielą" (w wersji nagranej przez orkiestrę Artiego Shawa i wokalistkę), twierdząc, że nękają go wówczas myśli samobójcze. Beck nie przejmował się zwierzeniami kolegi, ale zrozumiał jego niepokój, kiedy siadł za sterem samolotu. Stwierdził wówczas, że melodia "Ponurej niedzieli" obsesyjnie go prześladuje, mimo huku silnika. Postanowił więc nigdy więcej nie słuchać posępnej piosenki. Jak wyjaśnić niezwykły wpływ melodii? Tane Jackson twierdzi, że Seress wyraził swoje własne głębokie uczucie rozpaczy tak sugestywnie, że udzielało się ono słuchaczom jego kompozycji. Ogarnięci smutkiem, postanawiali odebrać sobie życie. Nie jest to tak nieprawdopodobne, jak mogłoby się wydawać. W książce The Secret Power of Musie, David Tame dowodzi, że muzyka miewa niezwykły wpływ na zachowanie ludzi. Może powodować stres i zmianę rytmu uderzeń serca, wpływać na procesy trawienne i metaboliczne, kształtować reakcje emocjonalne i intelektualne. W dziejach "Ponurej niedzieli", najbardziej znamienne wydają się losy ludzi, którzy przyczynili się do jej powstania. Jej kompozytor, Reszo Seress popełnił samobójstwo w 1968 r., skacząc z okna. Uprzednio miał wyznać, że już nigdy nie stworzy żadnego przeboju. Dziewczyna, która odtrąciła go przed laty, także popełniła samobójstwo. Obok jej ciała znaleziono kartkę, na której widniały słowa: "ponura niedziela."W ciągu kilku miesięcy odnotowano 17 samobójstw, które nastąpiły albo po wysłuchaniu piosenki albo były bezpośrednio z nią związane. Trudno teraz zweryfikować te dane, Węgrzy są znani z tego, że ilość samobójstw jest u nich większa niż w innych krajach. Sytuacja musiała być jednak niezwykła, skoro władze węgierskie wprowadziły zakaz publicznego wykonania tej piosenki, która w oryginale nazywała się Szomorú vasárnap. Podobno zanim to się stało liczba „ofiar” doszła do stu. Jedną z nich miała być dziewczyna, która porzuciła Javora. W Berlinie, w lokalu rozrywkowym jeden z gości zażyczył sobie by orkiestra zagrała Szomorú vasárnap i bezpośrednio po zakończeniu, wyszedł za drzwi i strzelił sobie w głowę.
Mało co tak pomaga utworowi jak związana z nim tragedia. Niż dziwnego, że doniesienia węgierskiej prasy zostały przedrukowane przez dzienniki i periodyki w wielu krajach świata. Oczywiście wielu było ciekawych co też jest takiego w tekście.
Zostały dokonane dwa tłumaczenia na język angielski, których autorami byli Sam M. Lewis i Desmond Carter. Bardziej podobał się tekst Lewisa i to ten został wykorzystany w nagraniu z 1936 roku w USA. Wykonawcami byli Hal Kemp and his Orchestra, Bob Allen – śpiew.
Jeszcze w tym samym1936 roku piosenkę nagrała orkiestra Paula Whitemana z solistą Johnny Hauserem.
Fatum Gloomy Sunday
Fatum Gloomy Sunday wisiało nad tą piosenką również w Ameryce. Tydzień po emisji płyty w pewnym sklepie znaleziono powieszoną pracownicę. Śledztwo stwierdziło samobójstwo, a ponieważ znaleziono na miejscu zdarzenia nutowe wydanie Gloomy Sudany, śmierć ta została zaliczona na konto piosenki. Dwa dni później w Nowym Jorku sekretarka dużej agencji zagazowała się w mieszkaniu, a w pozostawionym liście wyraziła życzenie by na jej pogrzebie zagrano Gloomy Sunday. Wkrótce miały miejsce, również w Nowym Jorku, dwa samobójcze skoki z okien wieżowców – policja ściśle je wiązała z tym utworem.
Dziennikarze zaczęli śledzić podobne przypadki również w Europie. Szybko takie znaleziono. Głośne było samobójstwo kobiety w Londynie. Przez cały dzień z jej mieszkania dobiegały dźwięki Gloomy Sunday odtwarzane na patefonie, na całą głośność. Zdenerwowany już sąsiad pukał do drzwi lecz nikt nie odpowiadał. Po wyważeniu drzwi znaleziono lokatorkę martwą.
Trudno powiedzieć na ile prawdziwe są obliczenia, z których wynika, że na obszarze anglojęzycznym miały miejsce około 200 samobójstw spowodowanych tą „śmiertelną” piosenką.
Doniesienia te potraktowano jednak tak samo poważnie jak wcześniej na Węgrzech. BBC zakazało emitowania tego utworu w audycjach muzycznych. Podobnie postąpiło kilka z stacji radiowych w Ameryce. Niektóre zespoły wykonywały go tylko w wersji instrumentalnej. Tę tragiczną falę przerwał wybuch II Wojny Światowej. Dziennikarze przestali zajmować się tym tematem, mając mnóstwo innych na co dzień.
Sprawa odżyła w 1941 roku po nagraniu Billie Holiday, najsławniejszej wersji Gloomy Sudany. Odnotowano kilka ofiar wśród młodych fanek jazzu, nie były one jednak już nagłaśniane.
W 1944 roku faszystowskie władze na Węgrzech wysyłały bojówki po Europie w celu mordowania wszystkich wrogów. Takimi wrogami byli obaj autorzy piosenki. Laszko Javor stał się jedną z ofiar. Seress przeżył wojnę, lecz jego matka podzieliła los Javora.
Sam Seress poszedł śladem serii w 1968 roku. W Budapeszcie skoczył z okna swojego domu. Poniósł śmierć na miejscu.
Oryginalna piosenka pojawia się w niemiecko-węgierskim filmie Gloomy Sunday - Ein Lied von Liebe und Tod z 1999 r.
Nie wiem czy jej ciemna przeszłość czy też może i jej piękno powodują, że piosenka ta jest stale nagrywana aż do dzisiaj. Przetłumaczono tekst na wiele języków, m.in. na tak egzotyczne jak koreański czy fiński. Urok lub magia utworu nadal działa chociaż już bez tych najgroźniejszych konsekwencji.
Amerykański malarz Bill Stoneham zakończył pracę nad owym osobliwym obrazem w 1972 roku. Błędem byłyby wszelkie próby sklasyfikowania owego dzieła, przypisania go do konkretnego nurtu, głównego prądu. Jego symbolika jest bowiem dość złożona, wszystko pozostaje zanurzone w sennej, leniwej aurze, nie ma w sobie jednak nic z sielankowości. Więcej! Budzi prawdziwy, odczuwalny niemalże fizycznie – niepokój. Twórca zwraca uwagę na pewne drobiazgi, elementy, które zamieścił w swej pracy, a które mają tworzyć sieć subtelnych niedomówień. Prezentować wieloznaczność i pozostawiać wolność odbioru, dawać pole do przemyśleń. Za konkret, bazę do dalszych rozważań artysta podaje teorię, którą kierował się w trakcie tworzenia. Zainspirowała go mianowicie cała idea Carla Junga traktująca o zbiorowej nieświadomości. Malarz jest zdania, iż ludzie sztuki, wszelkiej maści artyści całą swoją istotą czują, odbierają sygnały, jakie dyktuje masowa podświadomość i dają temu wyraz w twórczości. Są zatem specyficznymi nośnikami tej energii, kumulują ją, następnie przekazują i pozwalają zaistnieć w rzeczywistości. Odradza się ona poprzez ich wytwory. Przelotny w swej naturze rzut oka na pracę „Hands Resist Him”, może powodować zdziwienie faktem, iż obraz, który wywołuje prawdziwie histeryczne reakcje, nie przedstawia niczego, co mogłoby budzić grozę czy lęk. Żadnej krwi, śmierci, czy też epatowania przemocą. Jedynie specyficzny nastrój, swoista stateczność, klimatyczność i chłód. Wszystko bowiem jest niesamowicie wręcz spokojne, łagodne i surowe. Niemalże wyczuwa się atmosferę oczekiwania na coś, co zmąci ten pozornie błogi nastrój. Właśnie stan zawieszenia sprawia, że obserwator zastanawia się co go przełamie. A przekonanie, że to co się wydarzy nie będzie niczym dobrym jest nieodzowne. Pomysł na obraz jest niezwykle prosty, niewiele obiektów, wiele niedomówień. Dwie postaci, przeszklone drzwi, liczne, odciśnięte na nich dłonie i szereg znaków. Oto patrzy na nas chłopiec, personifikacja autora. Właśnie rysy i sylwetka dziecka to nie kto inny jak sam twórca w wieku lat pięciu. Dokładnie odtworzony na podstawie dawnej fotografii. Towarzyszy mu śliczna dziewczynka, bardzo specyficzna, przywołująca na myśl porcelanową lalkę. Mała kobietka ubrana w delikatną sukienkę, w pastelowym kolorze. Kiedy uważny obserwator przypatrzy się jej obliczu, zda sobie sprawę, iż nie zerka ona czekoladowym spojrzeniem. Jak charakterystyczna lalka nie posiada oczu, a jej usta mają typowy kontur. Za dziećmi widać przeszklone drzwi, właśnie one tworzą niepokojące tło. Zdają się oddzielać dwa światy, stanowią swoistą barierę. To jakby linia graniczna między jawą i snem. Z jednej strony znane nam tu i teraz, z drugiej niepokojące, budzące dreszcz nieznane. Należy zwrócić uwagę na operowanie kolorem. To co umieszczone za szybą zanurzone jest w ciemnościach, to obce, to groźne. Autor użył tu czerni, wszystko spowite jest w mroku. Podczas gdy dzieci znajdują się po jasnej stronie, pada na nie snop światła. Pewne elementy z ciemnej częsci pozostają jednak widoczne. Szczególną uwagę zwracają liczne dłonie odciśnięte na szybie. Owe ręce to zdaniem autora inne życia, inni ludzie, jakby próbujący przejść na drugą stronę, naciskające i inwazyjnie napierające w tym celu. Szkło to przesłona, która oddziela, pozostaje niemożliwa do obejścia. Lalka natomiast to przewodnik chłopca – autora , pomiędzy oboma światami. Tylko z nią może on wkroczyć w nieznane. Słowem wszystko to jest niezmiernie zagadkowe, pozostawia miejsce na mnogość interpretacji i mimo, że autor dzieli się swoimi uwagami, dla wielu pozostaje nieprzekonujący. Bill Stoneham przypisuje bowiem wielkie znaczenie każdemu elementowi, wszystko zdaje się być symbolem, nośnikiem odpowiedniej wiedzy.
Wyjątkowość dzieła i jego sława zaczyna się kiedy żyje on w świadomości większego grona osób. Ten stan jest możliwy za pośrednictwem medium, które angażuje wielkie zbiorowości. Mowa naturalnie o internecie i ludziach funkcjonujących w ramach globalnej wioski. Właśnie w niej bowiem swe głośne bytowanie odnalazła praca „Hands Resist Him”. Tu obrosła legendami i zdobyła miano – nawiedzonego obrazu. W 2000 roku płótno zostało wystawione na licytację, miało to miejsce w ramach najsłynniejszej aukcji internetowej E-bay. Właśnie za jej sprawą o obrazie usłyszało wiele osób i dało to możliwość budowania jego historii. Ówcześni właściciele opatrzyli pracę, adnotacją, iż chcą być uczciwymi, dlatego radzą, aby na zakup decydowali się jedynie prawdziwi kolekcjonerzy. Ludzie zdecydowani i podejmujący świadome, przemyślane decyzje. Opowiedzieli w jaki sposób „Hands Resist Him” do nich trafił. Odkupili go od zbieracza śmieci, który z kolei stał się jego właścicielem znajdując go nieopodal starego browaru. Zabranie pracy do domu okazało się zgubne w skutkach. Jako pierwsza jego negatywy wpływ zaczęła odczuwać czeteroletnia córka nowych właścicieli. Skarżyła się ona, iż postaci na nim umieszczone wychodzą z obrazu i nękają ja nocą. Po zamieszczeniu w ich domu aparatu czułego na ruch udało się uchwycić i zamknąć w fotografii pewne niepokojące obrazy. Rzekomo było widać na nich chłopca opuszczającego płótno. Czy jest to jednak jednoznaczny dowód na działanie sił nadprzyrodzonych? Nikt nie może udzielić zdecydowanie twierdzącej odpowiedzi. Podczas samej aukcji, użytkownicy serwisu, potencjalni właściciele, a także zwykli oglądający dzielili się bardzo osobliwymi, alarmującymi informacjami. Opisywali jakie stany wywołuje samo zetknięcie, spojrzenie na obraz. Coś z pogranicza strachu, wszechogarniający niepokój i dogłębny smutek. Niekiedy ból już niemalże fizyczny i obawa przed snem, bo kiedy nadchodził przybierał kształt koszmaru, tragedii, obrazów grozy, które pojawiają się pod powiekami, i których w żaden sposób nie można odegnać. To odczucia obserwatorów, lecz niesamowite historie i opowieści dotyczą także ludzi, którzy bezpośrednio zetknęli się z obrazem. Oto właściciel galerii, w której wystawiono pracę zmarł w tajemniczych okolicznościach, podobnie człowiek, który jako pierwszy zdecydował się na opisanie go w katalogu. Ludzie podają, że pod wpływem obrazu mieli przerażające wizje, mdleli, czuli się nieswojo, jakby stale obserwowani i będący pod kontrolą złego. Szczególnie na pracę miały reagować dzieci, płaczem i panika. Znaleźli się jednak odważni kupcy i obraz ostatecznie osiągnął cenę 1025 dolarów. Pytaniem pozostaje czy owa zbiorowa histeria i opisywane przez ludzi stany na pograniczu choroby i obsesji, to prawdziwa sprawa sił nadprzyrodzonych czy też uczucie ekscytacji, które udzieliło się oglądającym obraz.
Sam autor zdziwił się popularnością i złowrogim klimatem, który budziła jego praca. Jak stwierdził, jego zamiarem nie było stworzenie żadnego magicznego portretu, ale dzieła symbolicznego powiązanego z poetyką jungowską. Dziecko miało przedstawiać młodego Stonehama, otoczonego przez inne postaci (ręce) połączone z nim wspólną archetypiczną osobowością, której on sam próbuje się przeciwstawić. Pomaga mu w tym szyba, stanowiąca bramę między snem a rzeczywistością.W internecie, strony gdzie zamieszczony jest ów obraz opatrzone są wstępem, iż spojrzenie na niego jest sporym wyzwaniem, gdyż niesie za sobą niebezpieczeństwo. Zdobyć się na to może jedynie człowiek odważny.
Większość osób, które widziały oryginał czy choćby reprodukcję stwierdza ze obraz ma w sobie cos przerażającego, dlatego zapoznanie się z nim, jest aktem prawdziwej odwagi.