piątek, lipca 17

Rezso Seress - Smutna niedziela..

Rezso Seress - Smutna niedziela..

Seress urodził się w 1889 roku. Był muzycznym samoukiem, na pianinie nauczył się grać dosyć dobrze, acz wirtuozem nie był. Na początku lat 30. XX wieku szukał szczęścia w Paryżu. Zamierzał zostać kompozytorem piosenek. Pierwsze kroki były nieudane. Wszystkie utwory, które wysyłał do francuskich wydawców zostały odsyłane, nie podobały się. Jego dziewczyna namawiała go by spróbował podjąć normalną pracę. Złożyła mu nawet kilka propozycji, które udało jej się załatwić wśród znajomych. Nic z tego – Seress nie chciał zrezygnować z swojego marzenia.

Brak uznania sprawiał, że ogólny jego nastrój był kiepski. Pewnego grudniowego dnia 1932 roku usiadł do pianina i zaczął grać dziwną, melancholijną melodię. Za oknem zbierały się czarne chmury i po chwili zaczęło lać i wiać. „Co za ponura niedziela” rzekł sam do siebie. Pograł trochę i zdecydował, że „Ponura niedziela będzie tytułem mojej nowej piosenki.” Pół godziny później praca była gotowa, łącznie z tekstem. Seress był bardzo z niej zadowolony.

Przepisał nuty i słowa na czysto i wysłał do znanego wydawcy. Tym razem mocno wierzył w sukces. Po kilku dniach otrzymał nuty z powrotem, z dopiskiem: „Utwór jest całkiem dobry, jednak melodia i rytm są bardzo depresyjne i my rezygnujemy z wydania jej.”

Niedługo potem do Seressa przyszedł Laszlo Javor, który przyniósł mu swój węgierski tekst do tej melodii. Javora rzucił narzeczona powodując jego nieutuloną rozpacz. Słowa samego Seressa chyba nie były zbyt dobre. Zostały zapomniane. Tekst Javora okazał się niesłychanie mocny. Na Węgrzech nagrał ją w 1935 roku Pal Kalmar. Skutki były nieoczekiwane.

Pierwszy przypadek zanotowano wiosną 1933 r. Młodzieniec, siedzący w budapeszteńskiej kawiarni poprosił orkiestrę o wykonanie "Ponurej niedzieli." Kiedy orkiestra skończyła grać, poszedł do domu i zastrzelił się. Relacjonując osobliwe dzieje piosenki w The Unknown (maj 1987), Tane Jackson opisuje wiele innych podobnych sytuacji, choć nie podaje żadnych nazwisk ofiar na potwierdzenie jej fatalnej mocy. Podobno wśród ofiar smutnych tonów znalazło się także kilku piosenkarzy, którzy odważyli się włączyć utwór do swojego repertuaru. Pewnego dnia zaniepokojeni mieszkańcy domu w Londynie włamali się do mieszkania, z którego dobiegały ich obsesyjne dźwięki "Ponurej niedzieli". Na podłodze leżała właścicielka mieszkania, młoda kobieta, która zmarła z powodu przedawkowania narkotyków, podczas gdy gramofon bez końca odtwarzał płytę z melancholijną piosenką. Pod koniec lat trzydziestych wypadków było już tak wiele, że rząd węgierski zabronił publicznego wykonywania "Ponurej niedzieli." Wielu muzyków przyjęło tę decyzję z wielką ulgą, ponieważ obawiali się o swój własny los, ilekroć musieli wykonywać dziwną kompozycję Seressa. Liczne rozgłośnie radiowe, w tym BBC, rozważały zakaz jej emisji. Stacje lokalne w Stanach Zjednoczonych odmawiały jej nadawania. Kilka rodzin samobójców połączyło wysiłki, domagając się całkowitego zakazu jej wykonywania. Ogółem naliczono 200 ofiar melodii. Anaelską wersję "Ponurej niedzieli" stworzył Sam Lewis. W 1941 r. piosenkę włączyła do swojego repertuaru i nagrała na płycie Billie Holliday. Wówczas jednak fama utworu zbladła w obliczu dramatycznych wydarzeń historycznych. Druga wojna światowa zbierała krwawe żniwo, a prawdziwe tragedie przysłoniły urojone dramaty. A jednak nawet wtedy zdarzały się wypadki zainspirowane osobliwą melodią. Gordon Beck z Salisbury w Wiltshire, lotnik z 76 szwadronu RAF Yeravda, służący w Poonie w Indiach w 1946 r. wspominał niedawno, jak jeden z jego kolegów doznawał uczucia wielkiego smutku, ilekroć słuchał płyty z "Ponurą niedzielą" (w wersji nagranej przez orkiestrę Artiego Shawa i wokalistkę), twierdząc, że nękają go wówczas myśli samobójcze. Beck nie przejmował się zwierzeniami kolegi, ale zrozumiał jego niepokój, kiedy siadł za sterem samolotu. Stwierdził wówczas, że melodia "Ponurej niedzieli" obsesyjnie go prześladuje, mimo huku silnika. Postanowił więc nigdy więcej nie słuchać posępnej piosenki. Jak wyjaśnić niezwykły wpływ melodii? Tane Jackson twierdzi, że Seress wyraził swoje własne głębokie uczucie rozpaczy tak sugestywnie, że udzielało się ono słuchaczom jego kompozycji. Ogarnięci smutkiem, postanawiali odebrać sobie życie. Nie jest to tak nieprawdopodobne, jak mogłoby się wydawać. W książce The Secret Power of Musie, David Tame dowodzi, że muzyka miewa niezwykły wpływ na zachowanie ludzi. Może powodować stres i zmianę rytmu uderzeń serca, wpływać na procesy trawienne i metaboliczne, kształtować reakcje emocjonalne i intelektualne. W dziejach "Ponurej niedzieli", najbardziej znamienne wydają się losy ludzi, którzy przyczynili się do jej powstania. Jej kompozytor, Reszo Seress popełnił samobójstwo w 1968 r., skacząc z okna. Uprzednio miał wyznać, że już nigdy nie stworzy żadnego przeboju. Dziewczyna, która odtrąciła go przed laty, także popełniła samobójstwo. Obok jej ciała znaleziono kartkę, na której widniały słowa: "ponura niedziela."

W ciągu kilku miesięcy odnotowano 17 samobójstw, które nastąpiły albo po wysłuchaniu piosenki albo były bezpośrednio z nią związane. Trudno teraz zweryfikować te dane, Węgrzy są znani z tego, że ilość samobójstw jest u nich większa niż w innych krajach. Sytuacja musiała być jednak niezwykła, skoro władze węgierskie wprowadziły zakaz publicznego wykonania tej piosenki, która w oryginale nazywała się Szomorú vasárnap. Podobno zanim to się stało liczba „ofiar” doszła do stu. Jedną z nich miała być dziewczyna, która porzuciła Javora. W Berlinie, w lokalu rozrywkowym jeden z gości zażyczył sobie by orkiestra zagrała Szomorú vasárnap i bezpośrednio po zakończeniu, wyszedł za drzwi i strzelił sobie w głowę.

Mało co tak pomaga utworowi jak związana z nim tragedia. Niż dziwnego, że doniesienia węgierskiej prasy zostały przedrukowane przez dzienniki i periodyki w wielu krajach świata. Oczywiście wielu było ciekawych co też jest takiego w tekście.

Zostały dokonane dwa tłumaczenia na język angielski, których autorami byli Sam M. Lewis i Desmond Carter. Bardziej podobał się tekst Lewisa i to ten został wykorzystany w nagraniu z 1936 roku w USA. Wykonawcami byli Hal Kemp and his Orchestra, Bob Allen – śpiew.

Jeszcze w tym samym1936 roku piosenkę nagrała orkiestra Paula Whitemana z solistą Johnny Hauserem.

Sunday is gloomy, My hours are slumberless Dearest the shadows I live with are numberless Little white flowers Will never awaken you Not where the black coaches Sorrow has taken you Angels have no thoughts Of ever returning you Wouldnt they be angry If I thought of joining you? Gloomy sunday Gloomy is sunday, With shadows I spend it all My heart and i Have decided to end it all Soon therell be candles And prayers that are said I know But let them not weep Let them know that Im glad to go Death is no dream For in death Im caressin you With the last breath of my soul Ill be blessin you Gloomy sunday Dreaming, I was only dreaming I wake and I find you asleep In the deep of my heart here Darling I hope That my dream never haunted you My heart is tellin you How much I wanted you Gloomy sunday

Fatum Gloomy Sunday

Fatum Gloomy Sunday wisiało nad tą piosenką również w Ameryce. Tydzień po emisji płyty w pewnym sklepie znaleziono powieszoną pracownicę. Śledztwo stwierdziło samobójstwo, a ponieważ znaleziono na miejscu zdarzenia nutowe wydanie Gloomy Sudany, śmierć ta została zaliczona na konto piosenki. Dwa dni później w Nowym Jorku sekretarka dużej agencji zagazowała się w mieszkaniu, a w pozostawionym liście wyraziła życzenie by na jej pogrzebie zagrano Gloomy Sunday. Wkrótce miały miejsce, również w Nowym Jorku, dwa samobójcze skoki z okien wieżowców – policja ściśle je wiązała z tym utworem.

Dziennikarze zaczęli śledzić podobne przypadki również w Europie. Szybko takie znaleziono. Głośne było samobójstwo kobiety w Londynie. Przez cały dzień z jej mieszkania dobiegały dźwięki Gloomy Sunday odtwarzane na patefonie, na całą głośność. Zdenerwowany już sąsiad pukał do drzwi lecz nikt nie odpowiadał. Po wyważeniu drzwi znaleziono lokatorkę martwą.

Trudno powiedzieć na ile prawdziwe są obliczenia, z których wynika, że na obszarze anglojęzycznym miały miejsce około 200 samobójstw spowodowanych tą „śmiertelną” piosenką.

Doniesienia te potraktowano jednak tak samo poważnie jak wcześniej na Węgrzech. BBC zakazało emitowania tego utworu w audycjach muzycznych. Podobnie postąpiło kilka z stacji radiowych w Ameryce. Niektóre zespoły wykonywały go tylko w wersji instrumentalnej. Tę tragiczną falę przerwał wybuch II Wojny Światowej. Dziennikarze przestali zajmować się tym tematem, mając mnóstwo innych na co dzień.

Sprawa odżyła w 1941 roku po nagraniu Billie Holiday, najsławniejszej wersji Gloomy Sudany. Odnotowano kilka ofiar wśród młodych fanek jazzu, nie były one jednak już nagłaśniane.

W 1944 roku faszystowskie władze na Węgrzech wysyłały bojówki po Europie w celu mordowania wszystkich wrogów. Takimi wrogami byli obaj autorzy piosenki. Laszko Javor stał się jedną z ofiar. Seress przeżył wojnę, lecz jego matka podzieliła los Javora.

Sam Seress poszedł śladem serii w 1968 roku. W Budapeszcie skoczył z okna swojego domu. Poniósł śmierć na miejscu.

Oryginalna piosenka pojawia się w niemiecko-węgierskim filmie Gloomy Sunday - Ein Lied von Liebe und Tod z 1999 r.

Nie wiem czy jej ciemna przeszłość czy też może i jej piękno powodują, że piosenka ta jest stale nagrywana aż do dzisiaj. Przetłumaczono tekst na wiele języków, m.in. na tak egzotyczne jak koreański czy fiński. Urok lub magia utworu nadal działa chociaż już bez tych najgroźniejszych konsekwencji.

Mieczysław Fogg
Mieczysław Fogg śpiewał niegdyś o ostatniej niedzieli (”Ta ostania niedziela”) w słowach Zenona Friedwalda i muzyce Jerzego Petersburskiego i pewnie ani przez moment nie przyszło mu do głowy, że piosenka nazwana zostanie tangiem samobójców, a tak właśnie się stało.
Ta ostatnia niedziela - Mieczysław Fogg Ta ostatnia niedziela Teraz nie pora szukać wymówek fakt, że skończyło się dziś przyszedł inny bogatszy i lepszy ode mnie i wraz z tobą skradł szczęście me jedną mam prośbę może ostatnią pierwszą od wielu lat daj mi tę jedną niedzielę ostatnią niedzielę a potem niech wali się świat to ostatnia niedziela dzisiaj się rozstaniemy dzisiaj się rozejdziemy na wieczny czas to ostatnia niedziela więc nie żałuj jej dla mnie spojrzyj czule dziś na mnie ostatni raz będziesz jeszcze dość tych niedziel miała a co ze mną będzie któż to wie to ostatnia niedziela moje sny wymarzone szczęście tak upragnione skończyło się pytasz co zrobię i dokąd pójdę dokąd mam iść ja wiem dziś dla mnie jedno jest wyjście ja nie znam innego tym wyjściem jest no mniejsza z tem jedno jest ważne masz być szczęśliwa o mnie już nie troszcz się lecz za nim wszystko się skończy nim los nas rozłączy te jedną niedzielę daj mi to ostatnia niedziela dzisiaj się rozstaniemy dzisiaj się rozejdziemy na wieczny czas to ostatnia niedziela więc nie żałuj jej dla mnie spojrzyj czule dziś na mnie ostatni raz będziesz jeszcze dość tych niedziel miała a co ze mną będzie któż to wie to ostatnia niedziela moje sny wymarzone szczęście tak upragnione skończyło się ...

Edith Piaf

Edith Piaf
Edith Piaf, czyli naprawdę Edith Giovanni Gassion, to jedna z największych legend piosenki francuskiej. Jej popularność osiągnęła zenit w latach 40. i 50. i wykroczyła daleko poza granice kraju nad Sekwaną. Jej lekko chropawy głos oraz piosenki o miłości, samotności i rozpaczy poznał cały świat.
Urodziła się w Paryżu, jako dziecko ulicznych artystów. Dzieciństwo przeżyła w ubóstwie. Często chorowała, na pewien czas straciła wzrok. Zaczęła śpiewać na ulicy jako młoda dziewczyna. Tam jej talent dostrzegł Louis Leplee, dyrektor jednego z kabaretów na Champs Elysées, i dzięki niemu zaczęła się wielka kariera Edith (w kabarecie "Le Gerny"). Leplee nadał jej też przydomek "La Môme Piaf", co w ulicznym slangu znaczyło "wróbelek" (w 1937 roku artystka zaczęła już występować jako Edith Piaf). Dzięki niemu również Edith w 1936 roku nagrała swój pierwszy singel "Les Mômes de la cloche".
Edith odnosiła wielkie sukcesy artystyczne, ale niestety nie układało jej się w życiu prywatnym. Miała wiele romansów, które jednak kończyły się w bolesny dla niej sposób. Kilka razy była zamężna. Bardzo kochała boksera Marcela Cerdana (dla niego napisała "L'hymne a l'amour"), który jednak zginął tragicznie w katastrofie lotniczej w 1949 roku. Dwa lata później Piaf miała poważny wypadek samochodowy, po którym wpadła w uzależnienie od alkoholu i morfiny.
Życiowe tragedie nie omijały jej, ale mimo tego Piaf występowała i nagrywała nowe piosenki, budząc podziw na całym świecie ich wyjątkową interpretacją. Współpracowała z wieloma artystami i ją wymienia się, jako osobę odpowiedzialną za późniejsze wielkie kariery takich artystów, jak: Charles Aznavour (pomogła mu w zdobyciu występów, uczyniła też niego powiernika swoich tajemnic; Charles odwzajemnił się pisząc dla Edith "Jézébel" i "Plus bleu que tes yeux"), Gilbert Becaud czy Yves Montand (miała z nim romans; oboje zagrali też w filmie "Etoile sans lumiere"). Kilka miesięcy po swoim ślubie z greckim piosenkarzem Théo Sarapo (Theophanis Lamboukas) Edith zapadła w śpiączkę, z której co jakiś czas się budziła. W tym czasie przebywała w swojej willi w Plascassier niedaleko Cannes. Tam też zmarła 11 października 1963 roku. Tego samego dnia odszedł też na zawsze jej wielki przyjaciel Jean Cocteau. Tysiące Francuzów przybyło trzy dni później do Paryża na pogrzeb Edith Piaf. Pochowano ją na cmentarzu Pere Lachaise. Do dziś jej grób jest stałym punktem pielgrzymek fanów z całego świata.
Piosenki Edith Piaf żyją do dziś. W 1996 roku wielki sukces odniósł wystawiany w Paryżu musical "Piaf je t'aime", którego scenariusz oparty był na życiu artystki. Utwory przez nią śpiewane nagrywali później najwięksi, m.in. Louis Armstrong, Josephine Baker, Marlene Dietrich, Johnny Hallyday, Serge Gainsbourg, Liza Minnelli. W 1997 roku Charles Aznavour zarejestrował "Plus bleu que tes yeux". Dzięki zastosowaniu nowoczesnej technologii w utworze dodano głos Piaf, przez co stworzono wyjątkowy duet.

Vincent Van Gogh

Twórczość - Vincent Van Gogh
Vincent van Gogh (30 marca 1853 - 29 lipca 1890), malarz holenderski, impresjonista. Jest obecnie uznawany za największego malarza holenderskiego od czasów Rembranta. Jednak dla dziewiętnastowiecznej publiczności jego doświadczenia z czystym kolorem nie były zrozumiałe, dlatego też za życia artysty nieomal żaden z obrazów nie został sprzedany.
Urodził się w holenderskiej wiosce Groot Zundert niedaleko belgijskiej granicy, gdzie jego ojciec był pastorem, miał pięcioro rodzeństwa: Annę, Theo (który go później wspierał przez całe życie), Elisabeth, Wilhelmien i Cornelisa. Rysował od dzieciństwa, lecz poważnie z malarstwem zetknął się mając 16 lat w Hadze gdzie pracował w galerii marszandów Goupil & Co. Początkowo nawiązywał do artystycznej tradycji holenderskiej, dążąc do wyrażenia walorów przedstawianych przedmiotów poprzez bogactwo gry światła, stosował dosyć ciemną, impastową manierę, w tematyce nawiązywał do holenderskiego malarstwa rodzajowego XVII w.
W 1873 roku Vincent van Gogh zostaje przeniesiony do londyńskiej filii galerii. Tu spotyka swą pierwszą miłość, zakochuje się w córce swoich gospodarzy Eugenie Loyer. Jednak ona, będąc już zaręczona odrzuca propozycję małżeństwa ze strony Vincenta. Zawód miłosny powoduje pierwszą z jego depresji i załamanie nerwowe, w wyniku czego w 1876 roku traci pracę w galerii. Są to pierwsze objawy choroby psychicznej, która trawi go przez całe życie.
W latach 1876 - 1880 zaaspirowany ideą pomocy innym, próbuje pracować jako kaznodzieja, podejmuje nawet studia teologiczne. Jednak jego zainteresowanie religią stopniowo słabnie, rozdaje wszystko co posiada ubogim i wyjeżdża do Brukseli, gdzie postanawia zostać artystą. W 1881 roku na skutek ciągłych problemów finansowych van Gogh wraca do rodziców w Etten. Tam powstają pierwsze, szerzej znane dzieła jego autorstwa, inspirowane twórczością Jeana-Franoisa Milleta (np. Siewca). Pracę przerywa kolejna nieszczęśliwa miłość. Zakochuje się w owdowiałej kuzynce Kee Vos (z domu Stricker). Mimo, że ona zdecydowanie odrzuca jego zaloty, Vincent wyjeżdża za nią do Amsterdamu gdzie poddany zostaje wielu upokorzeniom. Nieobliczalne zachowanie Vincenta powoduje częste konflikty. Po burzliwej kłótni na temat planów na przyszłość, zrywa kontakty z ojcem i przenosi się do Hagi (dzięki pomocy swego brata Theo). Uczy się malarstwa u Antona Mauve. W 1882 roku, przeżywa kolejną miłość, jego wybranką jest prostytutka Sien Hoornik, która zostaje jego modelką i towarzyszką życia. Podczas ich wspólnego pożycia rodzi się chłopiec (nie jest to syn Vincenta). Presja i oburzenie ze strony całej rodziny (nawet Theo nie może zaakceptować trybu życia brata) powoduje wzrastającą depresję. W tym samym roku powstają pierwsze płótna olejne.
W sierpniu 1883 roku van Gogh odchodzi od Sien, opuszcza Hagę i przenosi się do Drenthe w północnej Holandii. Tam, żyjąc w spartańskich warunkach, spędza wiele czasu na spacerach po okolicy, stopniowo się uspokaja i odpręża, szkicując i malując pejzaże i sceny z życia chłopów, cierpi jednak na brak funduszy na zakup materiałów malarskich, co zmusza go w końcu do ponownego powrotu do domu.
Pod koniec 1883 pogodził się z rodzicami i zamieszkał w ich nowym domu w Nueuen. Tam mieszka do śmierci ojca w 1885 r. Z tego okresu pochodzą takie obrazy jak Martwa natura z otwartą biblią lub Jedzący kartofle.
W listopadzie 1885 Vincent wyjeżdża do Antwerpii, aby studiować na Królewskiej Akademii Sztuki. Jest bardzo chory, cierpi na syfilis, jego dziąsła gniją, a chory żołądek jest dodatkowo rujnowany przez brak pożywienia. Van Gogh szybko rezygnuje z nauki, gdyż jego gwałtowna, zbyt indywidualna technika nie zyskuje uznania na akademii. Rozczarowany porzuca więc studia i przeprowadza się do Paryża.
W Paryżu mieszka z bratem Theo na Montmartrze. Próbuje zacząć wszystko od początku. Poznaje Emile'a Bernarda, Georgesa Seurata, Paula Signaca i Paula Gauguina. Podziwia obrazy impresjonistów i styka się z wieloma nowymi ideami. Pod wpływem impresjonistów i grafiki japońskiej jego paleta staje się jaśniejsza, wykorzystuje też wartości dekoracyjne faktury i linii. Najwybitniejszym jego dziełem z okresu paryskiego są Słoneczniki.
W 1888r. van Gogh przenosi się do Arles w Prowansji, gdzie ukształtował się w pełni styl jego malarstwa, w którym intensywne barwy widma słonecznego, z przewagą ulubionych żółci, gruba faktura i deformacja, są traktowane jako środki ekspresji. Powstaje wiele wspaniałych obrazów, np. Nocna kawiarnia, lub Taras kawiarni w nocy. Vincent chcąc uczynić z Arles centrum artystyczne przekonuje Paula Gauguina, aby ten przyłączył się do niego w Arles. Wynajmuje "Żółty Dom", w którym razem malują. Między malarzami dochodzi jednak do konfliktów, pod wpływem których daje o sobie znać ukryta choroba psychiczna van Gogha. 23 grudnia po kolejnej gwałtownej kłótni, Vincent grozi przyjacielowi brzytwą i w stanie najwyższego wzburzenia sam sobie obcina ucho a następnie wręcza je miejscowej prostytutce. Następnego dnia zostaje znaleziony bliski śmierci i umieszczony w szpitalu w Arles. Od tamtej pory ataki halucynacji i załamania nerwowe nawiedzają go coraz częściej, przeplatając się z okresami dobrego samopoczucia i jasności umysłu. W tym samym okresie tworzy największą ilość swych najwybitniejszych dzieł.
W marcu 1889 r. ludność Arles wypędza van Gogha z miasta. W maju artysta wyjeżdża i leczy się w szpitalu psychiatrycznym w St. Remy. Tam stwierdzono u niego epilepsję (chociaż dziś podejrzewa się, że cierpiał porfirię. Maluje m.in. Irysy, jeden z jego najwspanialszych Autoportretów, oraz serię obrazów przedstawiających Cyprysy. Na początku 1890 r. opublikowana zostaje pierwsza pozytywna ocena jego prac, autorstwa Alberta Auriera. Jeszcze raz podejmuje próbę normalnego życia. Odwiedziwszy w Paryżu ukochanego Thea, jego żonę i syna, 21 maja 1890 roku przyjeżdża do Auvers-sur-Oise na północy Francji i zamieszkuje w gospodzie. Znajduje tu opiekę zaofiarowaną przez dr Gachet'a, przyjaciela Camille'a Pissarra, lekarza będącego jednocześnie mecenasem artystów. Pracuje jak szalony, powstaje około siedemdziesięciu dzieł: m.in. Kościół w Auvers i Pole ze stadem wron, obraz uznawany często za ostatnie dzieło malarza.
27 lipca 1890, w czasie kolejnego załamania nerwowego, Vincent van Gogh próbuje popełnić samobójstwo. Pożycza rewolwer i na polu strzela sobie w brzuch. Umiera po dwóch dniach nie pozwalając sobie udzielić pomocy.
Twórczości malarskiej van Gogh poświęcił się dosyć późno, bo w dwudziestym siódmym roku życia. Mając lat trzydzieści siedem namalował ostatni obraz w życiu. Po dziesięciu latach pracy artystycznej pozostało po nim około ośmiuset płócien, kilkaset rysunków, szkiców i litografii. W 1892 roku zorganizowano pierwszą retrospektywną wystawę prac van Gogha. Jego twórczość wywarła duży wpływ na malarstwo XX wieku, a jego prace uzyskują astronomiczne ceny na aukcjach.
Mimo talentu artystycznego jego obrazy nie cieszyły się zbyt dużą popularnością, nędzarz, nękany myślami samobójczymi, skończył tragicznie.
Warto zobaczyć : http://www.vangogh.triger.com.pl/vangogh/main.htm

„Hands Resist Him” - Bill Stoneham

„Hands Resist Him” - Bill Stoneham

Amerykański malarz Bill Stoneham zakończył pracę nad owym osobliwym obrazem w 1972 roku. Błędem byłyby wszelkie próby sklasyfikowania owego dzieła, przypisania go do konkretnego nurtu, głównego prądu. Jego symbolika jest bowiem dość złożona, wszystko pozostaje zanurzone w sennej, leniwej aurze, nie ma w sobie jednak nic z sielankowości. Więcej! Budzi prawdziwy, odczuwalny niemalże fizycznie – niepokój. Twórca zwraca uwagę na pewne drobiazgi, elementy, które zamieścił w swej pracy, a które mają tworzyć sieć subtelnych niedomówień. Prezentować wieloznaczność i pozostawiać wolność odbioru, dawać pole do przemyśleń. Za konkret, bazę do dalszych rozważań artysta podaje teorię, którą kierował się w trakcie tworzenia. Zainspirowała go mianowicie cała idea Carla Junga traktująca o zbiorowej nieświadomości. Malarz jest zdania, iż ludzie sztuki, wszelkiej maści artyści całą swoją istotą czują, odbierają sygnały, jakie dyktuje masowa podświadomość i dają temu wyraz w twórczości. Są zatem specyficznymi nośnikami tej energii, kumulują ją, następnie przekazują i pozwalają zaistnieć w rzeczywistości. Odradza się ona poprzez ich wytwory. Przelotny w swej naturze rzut oka na pracę „Hands Resist Him”, może powodować zdziwienie faktem, iż obraz, który wywołuje prawdziwie histeryczne reakcje, nie przedstawia niczego, co mogłoby budzić grozę czy lęk. Żadnej krwi, śmierci, czy też epatowania przemocą. Jedynie specyficzny nastrój, swoista stateczność, klimatyczność i chłód. Wszystko bowiem jest niesamowicie wręcz spokojne, łagodne i surowe. Niemalże wyczuwa się atmosferę oczekiwania na coś, co zmąci ten pozornie błogi nastrój. Właśnie stan zawieszenia sprawia, że obserwator zastanawia się co go przełamie. A przekonanie, że to co się wydarzy nie będzie niczym dobrym jest nieodzowne. Pomysł na obraz jest niezwykle prosty, niewiele obiektów, wiele niedomówień. Dwie postaci, przeszklone drzwi, liczne, odciśnięte na nich dłonie i szereg znaków. Oto patrzy na nas chłopiec, personifikacja autora. Właśnie rysy i sylwetka dziecka to nie kto inny jak sam twórca w wieku lat pięciu. Dokładnie odtworzony na podstawie dawnej fotografii. Towarzyszy mu śliczna dziewczynka, bardzo specyficzna, przywołująca na myśl porcelanową lalkę. Mała kobietka ubrana w delikatną sukienkę, w pastelowym kolorze. Kiedy uważny obserwator przypatrzy się jej obliczu, zda sobie sprawę, iż nie zerka ona czekoladowym spojrzeniem. Jak charakterystyczna lalka nie posiada oczu, a jej usta mają typowy kontur. Za dziećmi widać przeszklone drzwi, właśnie one tworzą niepokojące tło. Zdają się oddzielać dwa światy, stanowią swoistą barierę. To jakby linia graniczna między jawą i snem. Z jednej strony znane nam tu i teraz, z drugiej niepokojące, budzące dreszcz nieznane. Należy zwrócić uwagę na operowanie kolorem. To co umieszczone za szybą zanurzone jest w ciemnościach, to obce, to groźne. Autor użył tu czerni, wszystko spowite jest w mroku. Podczas gdy dzieci znajdują się po jasnej stronie, pada na nie snop światła. Pewne elementy z ciemnej częsci pozostają jednak widoczne. Szczególną uwagę zwracają liczne dłonie odciśnięte na szybie. Owe ręce to zdaniem autora inne życia, inni ludzie, jakby próbujący przejść na drugą stronę, naciskające i inwazyjnie napierające w tym celu. Szkło to przesłona, która oddziela, pozostaje niemożliwa do obejścia. Lalka natomiast to przewodnik chłopca – autora , pomiędzy oboma światami. Tylko z nią może on wkroczyć w nieznane. Słowem wszystko to jest niezmiernie zagadkowe, pozostawia miejsce na mnogość interpretacji i mimo, że autor dzieli się swoimi uwagami, dla wielu pozostaje nieprzekonujący. Bill Stoneham przypisuje bowiem wielkie znaczenie każdemu elementowi, wszystko zdaje się być symbolem, nośnikiem odpowiedniej wiedzy.

Wyjątkowość dzieła i jego sława zaczyna się kiedy żyje on w świadomości większego grona osób. Ten stan jest możliwy za pośrednictwem medium, które angażuje wielkie zbiorowości. Mowa naturalnie o internecie i ludziach funkcjonujących w ramach globalnej wioski. Właśnie w niej bowiem swe głośne bytowanie odnalazła praca „Hands Resist Him”. Tu obrosła legendami i zdobyła miano – nawiedzonego obrazu. W 2000 roku płótno zostało wystawione na licytację, miało to miejsce w ramach najsłynniejszej aukcji internetowej E-bay. Właśnie za jej sprawą o obrazie usłyszało wiele osób i dało to możliwość budowania jego historii. Ówcześni właściciele opatrzyli pracę, adnotacją, iż chcą być uczciwymi, dlatego radzą, aby na zakup decydowali się jedynie prawdziwi kolekcjonerzy. Ludzie zdecydowani i podejmujący świadome, przemyślane decyzje. Opowiedzieli w jaki sposób „Hands Resist Him” do nich trafił. Odkupili go od zbieracza śmieci, który z kolei stał się jego właścicielem znajdując go nieopodal starego browaru. Zabranie pracy do domu okazało się zgubne w skutkach. Jako pierwsza jego negatywy wpływ zaczęła odczuwać czeteroletnia córka nowych właścicieli. Skarżyła się ona, iż postaci na nim umieszczone wychodzą z obrazu i nękają ja nocą. Po zamieszczeniu w ich domu aparatu czułego na ruch udało się uchwycić i zamknąć w fotografii pewne niepokojące obrazy. Rzekomo było widać na nich chłopca opuszczającego płótno. Czy jest to jednak jednoznaczny dowód na działanie sił nadprzyrodzonych? Nikt nie może udzielić zdecydowanie twierdzącej odpowiedzi. Podczas samej aukcji, użytkownicy serwisu, potencjalni właściciele, a także zwykli oglądający dzielili się bardzo osobliwymi, alarmującymi informacjami. Opisywali jakie stany wywołuje samo zetknięcie, spojrzenie na obraz. Coś z pogranicza strachu, wszechogarniający niepokój i dogłębny smutek. Niekiedy ból już niemalże fizyczny i obawa przed snem, bo kiedy nadchodził przybierał kształt koszmaru, tragedii, obrazów grozy, które pojawiają się pod powiekami, i których w żaden sposób nie można odegnać. To odczucia obserwatorów, lecz niesamowite historie i opowieści dotyczą także ludzi, którzy bezpośrednio zetknęli się z obrazem. Oto właściciel galerii, w której wystawiono pracę zmarł w tajemniczych okolicznościach, podobnie człowiek, który jako pierwszy zdecydował się na opisanie go w katalogu. Ludzie podają, że pod wpływem obrazu mieli przerażające wizje, mdleli, czuli się nieswojo, jakby stale obserwowani i będący pod kontrolą złego. Szczególnie na pracę miały reagować dzieci, płaczem i panika. Znaleźli się jednak odważni kupcy i obraz ostatecznie osiągnął cenę 1025 dolarów. Pytaniem pozostaje czy owa zbiorowa histeria i opisywane przez ludzi stany na pograniczu choroby i obsesji, to prawdziwa sprawa sił nadprzyrodzonych czy też uczucie ekscytacji, które udzieliło się oglądającym obraz.

Sam autor zdziwił się popularnością i złowrogim klimatem, który budziła jego praca. Jak stwierdził, jego zamiarem nie było stworzenie żadnego magicznego portretu, ale dzieła symbolicznego powiązanego z poetyką jungowską. Dziecko miało przedstawiać młodego Stonehama, otoczonego przez inne postaci (ręce) połączone z nim wspólną archetypiczną osobowością, której on sam próbuje się przeciwstawić. Pomaga mu w tym szyba, stanowiąca bramę między snem a rzeczywistością.

W internecie, strony gdzie zamieszczony jest ów obraz opatrzone są wstępem, iż spojrzenie na niego jest sporym wyzwaniem, gdyż niesie za sobą niebezpieczeństwo. Zdobyć się na to może jedynie człowiek odważny.

Większość osób, które widziały oryginał czy choćby reprodukcję stwierdza ze obraz ma w sobie cos przerażającego, dlatego zapoznanie się z nim, jest aktem prawdziwej odwagi.

Obraz - Płaczący Chłopiec

Obrazem jest słynny "Płaczący chłopiec" pędzla nieznanego z imienia i nazwiska hiszpańskiego malarza. Tajemnicze wydarzenia miały miejsce już w kilka dni po ukończeniu obrazu, kiedy to pracownia jego autora doszczętnie spłonęła, zaś niedługo potem sportretowany chłopiec zginął zabity przez samochód. Obraz masowo kopiowano na terenie całej Wielkiej Brytanii i mimo, iż oryginał jest tylko jeden, klątwa wydaje się spoczywać na każdej jego kopii. Mówi się, że dosięga ona każdego, kto zna historię obrazu i posiada jego reprodukcję. W jesień 1985 roku uwagę większości ludzi zwróciła seria tajemniczych pożarów w Wielkiej Brytanii. W spalonych domach odkryto później reprodukcje jednego i tego samego obrazka. Był to "Płaczący chłopiec". Za każdym razem, bez wyjątku, obrazek był nietknięty, mimo iż wszystko dookoła niego było doszczętnie zniszczone. Sprawa została nagłośniona między innymi za sprawą jednego ze strażaków, którzy brali udział w gaszeniu tajemniczych pożarów. Po tym, jak strażak Peter Hall z Yorkshire opowiedział w radiu o znalezionych wśród zgliszczy obrazkach, jego niedowierzający brat postanowił celowo przynieść jeden z nich do domu. Wkrótce potem i jego dom spłonął w niewyjasnionych okolicznościach. Także i w tym przypadku nietknięty pozostał jedynie obrazek oprzedstawiający płaczącą sierotkę... Po ukazaniu się pierwszych artykułów na temat tajemniczego fenomenu linie telefoniczne redakcji gazet rozgrzały się do czerwoności - setki osób posiadających kopie "Płaczącego chłopca" donosiło o podobnych zdarzeniach. Płonęły niekiedy całe rodzinne galerie, zdarzały się również przypadki, że ktoś w pożarze doznawał oparzeń. Po serii niewyjaśnionych pożarów jedna z gazet w Shropshire zasugerowała zorganizowanie akcji, w czasie której czytelnicy masowo paliliby kopie obrazu w noc Guya Fawkesa. Mimo, iż większość ludzi doniesienia o pożarach potraktowała jako swoistą zapchajdziurę na czas sezonu ogórkowego, wiele osób przechodziło trwające wiele miesięcy załamanie nerwowe, wierząc, że "duch" obrazu wciąż ich przesladuje. Obwiniano obraz o zesłanie śmierci na członków rodziny i inne nieszczęścia. 12 października Malcolm Vaughan z Church Down w Gloucestershire pomógł sąsiadowi zniszczyć posiadaną przez niego kopię obrazu, jednak gdy wrócił, zastał jeden ze znajdujących się w jego domu pokoi w płomieniach, a strażacy wezwani na miejsce zdarzenia nie byli w stanie ustalić przyczyn pożaru. Kilka tygodni później w tajemniczym pożarze w Weston-Super-Mare w Avonie śmierć poniósł sześćdziesięciosiedmioletni William Armitage. Obok jego zwęglonego ciała znaleziono nietkniętą przez ogień kopię obrazu "Płaczący chłopiec". Niedługo w prasie ukazała się wypowiedź jednego ze strażaków biorących udział w akcji gaśniczej: Aż do tej chwili nie wierzyłem w te wszystkie historie o przedmiotach sprowadzających nieszczęście. Jednakże jeśli w strawionym przez pożar pokoju znajduje rzecz, która jako jedyna nie została zniszczona, to jest to coś bardzo dziwnego...
Pewien mężczyzna opowiada jak jego dziadek , który żył a Davenport (USA) w latach 80-siatych posiadał kopię obrazu płaczacego chłopca. Mężczyzna ten jako dziecko odwiedzał często swego dziadka, a dom w którym przebywał był zawsze bezpieczny i przytulny, za wyjatkiem obrazu, który przyprawiał go o dreszcze. Wciaż wydawało mu się że chłopiec z obrazu obserwuje go, gdziekolwiek by się nie poruszył. w roku 1983, dziadek mężczyzny wyjechał z miasta na jakis czas a gdy wrócił zobaczył że jego dom spłonał doszczętnie. Zniszczeniu uległo wszystko, poza albumem ze zdjęciami wnuka i obrazem płaczacego chłopca. Mężczyzna słyszał wiele razy tę historię z ust swojego dziadka, lecz nigdy w nia nie wierzył, sadził bowiem że dziadek go nabiera i chce nastraszyć. Jednak gdy usłyszał tę historię z ust innych ludzi, którzy doswiadczyli podobnych zdarzeń a ich domy spłonęły zaczał się poważnie zastanawiać nad autentycznoscia tej historii.. Jakis czas potem dowiedział się że dziadek sprzedał obraz płaczacego chłopca na wyprzedaży staroci. Ciekawe kto teraz jest włascicielem przeklętego obrazu..... ???

Twórczość Yvesa Kleina

Twórczość Yvesa Kleina
Pewna odmiana błękitu przy dłuższym wpatrywaniu się w nią, może prowadzić do zawrotów głowy. Jest to kolor znany jako International Klein Blue - specjalna mieszanka barw skomponowana przez francuskiego artystę Yvesa Kleina w 1958 roku. Krótkie i intensywne życie tego malarza-eksperymentatora, a zarazem mistyka, pozwala lepiej zgłębić tajemnicę kryjącą się w jego dziele..
Trochę o artyście Yves Klein urodził się w 1928 roku w Nicei. Oboje rodzice byli malarzami. Pomimo krótkiej – trwającej zaledwie osiem lat (1954 do 1962) – kariery artystycznej, należy dziś do najważniejszych protagonistów powojennej awangardy. Tworzył obrazy, rzeźby, instalacje , fotografie, scenografie teatralne i filmowe, napisał kilka ważnych tekstów, w których zakwestionował tradycyjną koncepcję sztuki, jej tworzenia i prezentacji. Międzynarodowe uznanie zdobył jako pierwszy twórca monochromów. Klein swój ulubiony malarski kolor - ultramarynę opatentował pod nazwą International Klein Blue. IKB to niezwykle intensywny, jaśniejący błękit, uzyskany według receptury, którą Klein opracował samodzielnie..
Artysta używał różnych barw, ale od lat 50. stosował już praktycznie tylko wynaleziony przez siebie błękit. Zasłynął jako autor obrazów malowanych bez użycia pędzla. Za "narzędzie" służyły mu ciała nagich modelek, które po pomalowaniu farbą pozostawialy odciski na papierze albo płótnie. Inne dzieła Klein tworzył przy użyciu ognia - wzory powstawały z osiadającej na płótnach sadzy.
Ezoteryczne inklinacje w młodym Yves Klein zaszczepione zostały poprzez lekturę ksiązki Maxa Heindela o doktrynie kosmologicznej różokrzyżowców. Od tego momentu Klein w swojej sztuce zaczyna szukać esencji wszystkiego - punktu, w którym zawiera się cały wszechświat, czegoś, co porównać można do borgesowskiego "Alefa". Różokrzyżowcy uważali błękit za kolor najwyższy, przedstawiający ducha uwolnionego z materialnego więzienia. Jednak malarz nie był zadowolony ze znanych mu odmian tej barwy. Cały czas dążył do kompozycji, która przedstawiać sobą będzie całą naturę wszechrzeczy. W ten sposób powstał International Klein Blue, miks ultramaryny (błękitu morskiego) i kilku chemicznych komponentów. Jak stwierdził sam Klein: "Namalowałem monochromatyczną powierzchnię, aby zobaczyć na własne oczy to, co przedstawia sobą absolut". Wrażenie pogłębiała też stosowana przy większości prac artysty technika pokrywania płótna grubą warstwą IKB.
Według Kleina pojęcie nicości nie istnieje, a materia i wszelkie formy biorą się ze świata ducha, są wręcz skrystalizowaną jego formą. IKB stać się miał wrotami do całkowitej wolności, powrotem do królestwa duchowego. Francuz za pomocą swych dzieł umieszczał się w centrum kosmicznej tajemnicy życia, poszukiwał swojej prawdy, niematerialności. Żyjąc w ciągłej presji, napięciu i niezaspokojeniu, popada wkrótce w rozliczne przesądy, nadmierną irytację i niebywałą wrażliwość. W 1962 roku Yves Klein umiera na drugi zawał. Ma zaledwie 34 lata...